




Ola i Tomek. Radcowie prawni prowadzący Kancelarię Radców Prawnych Brief & Case, a dla nas, modele z jednej z pierwszych sesji biznesowych po przejściu na „ciemną stronę mocy”…
Jako „ciemną stronę mocy” mam tu na myśli moment, gdy zmęczeni pracą na etatach, rzuciliśmy wszystko w diabły! Sprzedaliśmy starszy sprzęt foto, dorzuciliśmy wszystkie oszczędności, ujednoliciliśmy system, dokupiliśmy co trzeba i powiedzieliśmy sobie, że fotografia jest czymś, co chcemy robić, w czym chcemy się spełniać, co daje nam satysfakcję. Staliśmy się pro:).
Jedna z pierwszych sesji… Nerwy i milion znaków zapytania.
Mieliśmy już wydzierżawione studio, więc tu nie było problemu. Pytaniem było, w jaki sposób ująć dwoje prawników?! Spodziewaliśmy się garniturów, krawatów, garsonek i błyszczących butów. Wyniosłości. Tak, wszak to sesja biznesowa z prawnikami.
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie dorzucili do tego jakiegoś naszego „smaczku”, by to wszystko przełamać i robić zdjęcia we własnym stylu.
Była więc burza mózgów w domu, długi czas zastanawiania się i jest! Przecież oni specjalizują się w prawie autorskim! Pracują na codzień z ludźmi naszego pokroju, powinni więc się zgodzić na nasze pomysły. Zaryzykowaliśmy! Telefon do Oli i tekst w stylu: „kup kilka pędzli i płyt winylowych! Mamy genialny pomysł na Waszą sesję”. Nie było sprzeciwu tylko lekki uśmiech i niedowierzanie.
Spotkaliśmy się o określonej godzinie w wyznaczonym miejscu,. Punktualnie, wszak to poważni prawnicy a nie artyści. Oczywiście, były garnitury i garsonki. Wszyscy spięci z lekkim uśmiechem zakrywającym stres.
Trochę rozmów, próby zwolnienia tempa, rozluźnienia atmosfery… i rozpoczęliśmy pracę. Początek zawsze bywa trudny, ale na szczęście urok Marty szybko topi wszelkie lody.
Co jednak zrobić, by Tomek wreszcie się uśmiechnął?! Rozmowy, prośby, próby rozluźnienia dawały efekt, ale tylko chwilowy. Do tego, jakby ten uśmiech nie pasował do całości i wszystko robiło się sztuczne. W naszych zdjęciach stawiamy na uśmiech, bo daje jakiś taki smaczek i naturalność więc chcieliśmy i w tym przypadku. Stojąc za aparatem trochę z tym walczyłem, ale zaprzestałem gdy Ola powiedziała „on po prostu taki jest”. To było jak wytrych otwierający wszystkie drzwi! Przecież brak uśmiechu to nie zawsze coś złego! Od razu zrobiło się luźniej. Tomek zrzucił krawat bo tego też nie lubi. Wreszcie był! a co najważniejsze pozostał sobą. To dla nas najważniejsze bo zdjęcia stają się prawdziwe. Uśmiech nie miał tu już większego znaczenia.
I w ten sposób osiągnęliśmy nasze wstępnie założenia. Mieliśmy rozluźnionych modeli, którzy, odważyli się być sobą przed dwójką „obcych” fotografów.
Dalej poszło już gładko. Płyta winylowa tu, pędzle tam, ołówek jeszcze gdzie indziej! Jedno z uśmiechem, drugie naturalnie neutralne, fotografowie uśmiechnięci i jest super! Nie zapomnieliśmy o oficjalnych zdjęciach w krawacie i z laptopem, ale nie te okazały się najlepszymi. Te są „oficjalne” do bardzo poważnych publikacji, gdzie pozór ważniejszy jest od osobowości. Reszta jest ich, bo to Oni.
K.